Kufer siostry

0
204
Ewald

O kurwa, anony. O żesz kurwa.
Mam siostrę licbuskę – pieniężną jak sam skurwysyn. Sam jestem biedak studenciak, więc kiedy ona wychodzi do szkoły, zostaję sam na sam z pełną szafą jej bielizny, eldorado onanisty. Dwa, czy trzy razy w tygodniu wącham je i walę nimi konia, czasami uda mi się nawet złapać używane. Siedziałem więc sobie spokojnie, kończąc fap, kiedy nagle słyszę szczęk klucza w zamku. O kurwa. O ja pierdolę. Najwyraźniej mała kurwa zerwała się z lekcji, czy ki chuj i wróciła wcześniej, gotowa wparować do pokoju i zastać mnie z pałą zanurzoną w fałdach jej majtek. Co miałem zrobić? Wyjść, jak gdyby nigdy nic, zostawiając obspermioną bieliznę w szafie lub na łóżku? Próbować wyjaśnień? Powiedzieć prawdę o papieżu i wykurwić przez okno?
Mała dygresja, anonki, teraz, ale czytajcie, bo to skurwysyńsko ważne dla dalszej części historii. Mamy w domu taki zajebiście wielki kufer na ubrania – nie skrzynię, pierdolony kufer, żywcem wyjęty z hare potera, czy innego lotra. Rodzice dostali go od babciełe na którąś tam rocznicę ślubu i planowali z miejsca wyjebać, ale siostrze kucpannie się spodobał, więc u niej został. Nie mam pojęcia, co w nim trzymała, ale w tamtej chwili miałem naprawdę kurewsko wielką nadzieję, że nic. Spanikowany jak sam chuj, rzuciłem się do tego kufra, upchnąłem do niego dupą do góry i w pierdolonej ostatniej chwili zamknąłem wieko, akurat, by stłumić dźwięk otwieranych drzwi. To była chyba najdłuższa jebana cisza w moim życiu, po której rozległ się szum odpalanego kompełe i siostra zajęła się swoimi sprawami. Ja jebię, co za ulga.
No tak, tylko co teraz? Leżałem skulony w drewnianej skrzynce, może trochę ponad metrowej długości, z jedną ręką boleśnie wciśniętą pod szyję i wciąż dzierżąc koronkowe majtki w drugiej. Mogłem poczekać, aż siostra pójdzie się wysrać, albo wziąć sobie coś do jedzenia i wtedy na pełnym ninja-modzie wykurwić z powrotem do siebie, ale ta głupia kurwa była przekonana, że nie ma mnie w domu. Jak wytłumaczę jej, skąd nagle wziąłem się w swoim pokoju, w piżamie, ze stojącym kutasem i jej bielizną w szafie? Teleportowałem się? Ja pierdolę. Z każdą chwilą wzrastało jednak prawdopodobieństwo, że do domu wróci tatełe i wykręcenie się jakoś z sytuacji stanie się jeszcze trudniejsze. Postanowiłem zacisnąć zęby, zachować się jak samiec alfa i posprzątać gówno, które wysrałem. Z rozmachem otworzyłem wieko kufra, gotowy rozpłakać się i powiedzieć, że ten zwierzęcy popęd jest silniejszy ode mnie, a może jednak, że Jan Paweł Drugi jebał małe dzieci…
O ja jebię. O ja jebię, anony, myślałem, że na miejscu dostanę tam pierdolonego zawału, przedawkowałem acodin, odpierdala mi, zamknęli mnie w psychiatryku i faszerują syfem. Jestem drugim pierdolonym wcieleniem Roladki, inaczej tego nie potrafię wytłumaczyć.
Z miejsca w twarz jebnęło mnie zimno. Nie byłem już w pokoju mojej siostry, tylko na świeżym powietrzu, gdzieś w pizdu na jakimś Grochowie, czy Targówku. Dokoła ciemno, włóczy się patologia, bieda wychyla się zza każdego odrapanego, blokowego rogu. Stałem tak przez chwilę, marznąc, zastanawiając się, czy przypadkiem nie zasnąłem w tym jebanym kufrze i rodzina nie wypierdoliła mnie z nim na śmietnik, kiedy uświadomiłem sobie, że dzwoni mi w uszach. Zauważyłem to tylko dlatego, że przez dzwonienie powoli zaczynały przebijać się niskie, potężne bity, wrzaski i dzwonienie szkła – odgłosy inby. Obróciłem się, w samą porę by zauważyć jakiegoś najebanego w sztok sebę, ciągnącego za sobą lekko chwiejącą się karynę. Zauważyli mnie i chyba trochę ich przytkało, bo zatrzymali się i nagle przestali zaśmiewać z jakiegoś chujowego dowcipu.
Gorączkowo myślałem, co powiedzieć. Widzicie, anony, to nie była kwestia hurr durr, tak bardzo stuleja, nie umiem się odezwać do sprzedawczyni, hurr, tak dużo przegrać. Stałem bosymi nogami w drewnianym kufrze, w piżamie, na kilkustopniowym mrozie, ściskając w ręku obspermione majtki mojej siostry. Na moją korzyść przemawiało jedynie to, że sebowa parka właśnie wytoczyła się z pobliskiego klubu i była najebana na sztywno. Pierdolnąłem więc pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy:
- Jestem Roladka, podróżnik w czasie! To jest moje magiczne pudełko!
I wjebałem się z powrotem do kufra, z debilną nadzieją, że uda mi się przenieść z powrotem do domu, albo gdzieś, gdzie nikt nie będzie miał problemu z waleniem konia do używanej bielizny.
- JAN PAWEŁ DRUGI DEMON, PEDOFIL, SŁUGA SZATANA! – ryknąłem jeszcze dla animuszu i pierdolnąłem wiekiem, o mało nie przytrzaskując sobie palców.
Chyba pół godziny tam leżałem, czując się jak kutas w rurze od odkurzacza, zanim w końcu odważyłem się wyjrzeć na zewnątrz. Byłem w pełni przygotowany na zobaczenie polackich mord seby z karyną, próbujących zrozumieć o chuj mi chodzi, lub dzwoniących po karetkę, z zaskoczeniem więc zauważyłem, że znów jestem w pokoju siostry. Na zewnątrz znów było jasno i – co najważniejsze – byłem sam. Wyskoczyłem z kufra na pełnej kurwie, rzuciłem gacie do szafy, spierdoliłem do siebie i włączyłem kompa, gotowy udawać, że siedziałem tam cały dzień. Siostra wróciła jakąś godzinę później, nic nie podejrzewa, gaci chyba nie znalazła. Wciąż się nie mogę kurwa pozbierać, ale muszę ją chyba zapytać o ten jebany kufer. Ja pierdolę.
*******************************
No cześć, anusy. Zakładałem wczoraj temat o skurwysyńskim kufrze w pokoju siostry. No więc dziś rano wypytałem pod jakimś z dupy wyjętym pretekstem, co w nim tak właściwie trzyma. Odparła, że trzymać nie trzyma nic, ale używa go jako sztalugi, czy coś tam na nim stawia. To by tłumaczyło, dlaczego jeszcze go nie wyjebała, choć był pusty.
Nie tłumaczy jednak dlaczego jebany najwyraźniej podróżuje w czasie i przestrzeni. Myślałem o tym całą noc, ni chuja nie ma innego wyjaśnienia. Wciąż jednak musiałem sprawdzić to empirycznie, odpuściłem więc sobie tym razem fap i wlazłem do siostry z bezpośrednim zamiarem wpierdolenia się do kufra. Upewniłem się nawet, że mała kurwa nie wywinie mi znowu numeru i nie wróci wcześniej.
Stanąłem zatem nad tą pierdoloną skrzynią, wiedząc dokładnie co mam zrobić. Przyznam się wam, anony, że czułem podekscytowany człowiek, chociaż sam z siebie śmiechałem w głębi duszy, że wyruszam w epicką wyprawę drewnianą skrzynką po babciełe xD Wcisnąłem się do kufra, w trochę bardziej przemyślanej pozycji niż wczoraj, wciąż było jednak kurewsko ciasno. Z sercem napierdalającym jak anon papieża siekierą zamknąłem wieko i skupiłem się na celu swojej podróży: wyobraziłem sobie pewną japońską knajpę w Londynie. Była to w gruncie rzeczy dość losowa lokacja, tak się akurat złożyło, że dokładnie zapamiętałem jej wystrój oraz pieniężne żarcie Chyba z dziesięć minut tam siedziałem, przypominając sobie każdy najmniejszy detal kibla, w którym chciałem się zmaterializować, po czym otworzyłem skrzynię i…
Gówno. Wciąż byłem w pokoju mojej siostry licbuski. Smutłem jak sam chuj, anony, smutlem jak pojebany. Osunąłem się z powrotem do kufra, pozwalając wieku zatrzasnąć się nade mną. Mam kurwa za swoje, często napalam się na coś absolutnie niemożliwego, a potem czuję źle, kiedy w końcu się to nie stanie. No ja pierdolę, co ja poradzę, że chciałbym czegoś więcej od życia? Czegoś więcej nawet niż to słynne ruchanie. A teraz, znowu, będę musiał wrócić na kraszą, słać zlewy, jebać papieża, uśmiechać z barki… Miałem ochotę się zajebać, po prostu zostać w tym jebanym kufrze na zawsze i dopełnić w nim mego stulejarskiego żywota.
Nagle usłyszałem pukanie. Ja pierdolę. Mówiłem tej głupiej kurwie, że jeżeli będzie wracać wcześniej, to ma do mnie zadzwonić, teraz ni chuja się nie wytłumaczę ze wszystkich tych tygodni bieliźnianego onanizmu.
Smuga światła padła na moją twarz i z zaskoczeniem spojrzałem prosto w lekko skośnawe oczy jakiejś loszki w czarnym fartuchu.
- Przepraszam – zapytała po angielsku – skąd pan się tu wziął?
Ruchałbym, nie powiem, ale naprawdę, anony, srał już pies stuleję, nawet zyzzowi zabrakłoby języka w gębie. Wyplątałem się z własnych kończyn i usiadłem, by rozejrzeć się po pomieszczeniu, które bez cienia wątpliwości było wnętrzem mojej ulubionej japońskiej knajpy w Londynie.
Chwilę mi zajęło zrozumienie, co tak właściwie się wydarzyło, a nawet wtedy nie byłem w stanie wpaść na nic inteligentniejszego niż:
- Jestem Roladka, podróżnik w czasie. A to jest moje magiczne pudelko.
Azjatka popatrzyła na mnie dziwnie, ale nic nie powiedziała. Właśnie dlatego wybrałem Londyn, angole są przyzwyczajeni do wszelkich rodzajów chorego skurwysyństwa.
- I teleportowałem się tutaj, ponieważ podajecie najlepsze steki w całym czasie i przestrzeni – dodałem więc, wyłażąc z kufra, jakbym robił to codziennie. O mało się nie wyjebałem na ryj, fakt, ale dziewczyna najwyraźniej uznała mnie za niegroźnego wariata, który w dodatku chce zapłacić, bo uśmiechnęła się i powiedziała, że przyniesie menu. Spakowałem wcześniej do portfela trochę funtów, mogłem więc posilić się pieniężnym żarciem, zastanawiając się, co zrobić dalej.
Kufer bez wątpienia działał. Kelnerka poinformowała mnie, że jest kwiecień, byłem więc w posiadaniu prawdziwą, pierdoloną maszynę czasu. Problem polegał na tym, że nie miałem bladego pojęcia, jak się jej używa. Trzeba skupić się motzno, to wiadomo, jednak za pierwszym razem skurwysyn nawet nie ruszył się z miejsca. Zadziałał dopiero wtedy, kiedy pogrążyłem się w depresji i chciałem spierdalać na /z/. To co, skrzynka żywi się myślami samobójczymi i spierdoleniem? Bez sensu – wczoraj byłem porządnie zdesperowany, ale do bohatera było mi daleko. Najpierw stałem przed wyborem wykurwienia jak najdalej albo głoszenia siostrze prawdy o papieżu, a potem nie miałem nawet tego, bo pojawiłem się w bliskim zasięgu suto zakrapianej inby i polaczki, których spotkałem były w stanie uwierzyć we wszystko, nawet chyba w to, że papież to rzeczywiście sługa szatana.
W tym momencie coś przyszło mi do głowy. Opierdoliłem steka tak szybko, jak mogłem zapłaciłem i skierowałem się w stronę skrzynki. Kelnerka, zaciekawiona, deptała mi po piętach.
- I teraz pan tym odleci do swojego czasu? – spytała z nutą kpiny w głosie.
- Owszem – powiedziałem, tak swobodnie, jak tylko potrafiłem. W planach awaryjnych miałem udawanie najebanego albo odpierdolenie Magika. – Muszę tylko ją rozgrzać, potrzebuje kilku słów zachęty.
Wpakowałem się do kufra, odchrząknąłem i wrzasnąłem, po polsku:
- PAPIEŻ OP DZIECI JEBAŁ! – po czym jebnąłem wieko na miejsce.
Zlany potem, odliczyłem do dziesięciu, gorączkowo myśląc o domu. Ja pierdolę, a jeśli to jednak nie działa? Jeśli leżę wciśnięty w starą skrzynię na środku londyńskiej knajpy, a pieniężna Azjatka chichocze z mojego spierdolenia? Obróciłem się z trudem na plecy, podciągnąłem kolana pod brodę i nagłym kopniakiem wyjebałem wieko do góry, gotowy wrzasnąć coś o awarii silnika i pierdolonych żydach kradnących paliwo. Zanim zdążyłem wziąć oddech, wiedziałem, że nie ma takiej potrzeby. Patrzyłem na zwyczajny, polacki sufit pokoju mojej siostry. Wyskoczyłem z kufra jak pojebany i zastanowiłem się przelotnie, czy nie zećpałem przypadkiem jakiegoś acodinu przez sen. W kieszeni miałem jednak paragon z japońskiej knajpy.

Komentarze